Gran Paradiso to malowniczo położony w Alpach Włoskich niski czterotysięcznik. Liczy on sobie 4061 metrów n.p.m. Posiada cztery wierzchołki. Najwyższy z nich liczy 4061m. Natomiast my podczas wypraw z BluEmu  zdobywamy pobliski wierzchołek zwany Madonna (4052m). To jedyny spośród szczytów Gran Paradiso, na który wiedzie trasa turystyczna.

Trasa na Gran Paradiso jest relatywnie nietrudna oraz niezbyt forsowna. Z pewnością nie jest jednak nudna: częściowo prowadzi lodowcem, a w górnych partiach skalną granią wymagającą asekuracji. Całą drogę podzielić można na dwa odcinki. Pierwszy z nich to trekking do schroniska Vittorio Emmanuele II. Drugi to atak szczytowy na Gran Paradiso. To już nie trekking, lecz łatwy alpinizm. Poziom trudności całej trasy określany jest w alpejskiej skali jako F+ lub PD-. Czyli w tłumaczeniu na polski łatwy (facile) z plusem lub nieco trudny (peu difficile) z minusem.

Zarówno sam szczyt Gran Paradiso, jak i droga podejścia na niego, jest bardzo malownicza. Najpiękniejsze widoki są ze szczytu oraz ostatniej prowadzącej nań grani. Zresztą ładny i bardzo ciekawy jest cały masyw, jak również jego okolica. Nie bez powodu Gran Paradiso jest parkiem narodowym.

Gran Paradiso to idealny cel dla osób, chcących po raz pierwszy zmierzyć się górą o charakterze lodowcowym: poćwiczyć poruszanie się w rakach, z czekanem, w zespole linowym. Krótka i niezbyt daleka, a jednak ambitna wyprawa na Gran Paradiso może być też kuszącą propozycją dla tych, którzy chcą zdobyć swój pierwszy czterotysięcznik oraz sprawdzić reakcje swojego organizmu na wysokość.

Fot. Aleksandra Dzik

Droga na szczyt

Całą wyprawę na Gran Paradiso, razem z dojazdem i powrotem do Polski, można zamknąć w czasie siedmiu dni. Tak naprawdę przy dobrej pogodzie na sama akcję górską mogą wystarczyć trzy dni. Jednak aby mieć rezerwę na wypadek złej pogody lub wolniejszej aklimatyzacji mamy w zapasie jeszcze dwa dodatkowe dni. W sumie pięć dni – to czas, który z pewnością powinien wystarczyć na wejście i powrót ze szczytu.

Po dotarciu pierwszego dnia do Włoch, do miejscowości Valsavarenche w Dolinie Aosty, najpierw konieczny jest odpoczynek po podróży. Dopiero po odespaniu męczącej trasy dojazdowej oraz porannym pakowaniu i odprawie podjeżdżamy kilka kilometrów z campingu na parkingu u podnóża góry.

Stąd rozpoczynamy podejście do schroniska Vittorio Emanuelle II (2700 m n.p.m.). Podejście nie jest zbyt wyczerpujące, śpimy bowiem w schronisku. Nie ma zatem potrzeby dźwigania namiotów, karimat, grubych śpiworów i innego wysokogórskiego sprzętu biwakowego. Trekking do schroniska Vittorio Emanuelle II trwa około 4-5 godzin. Jest więc dosyć czasu, aby po dotarciu do schroniska i pozostawieniu w nim bagaży zrobić krótki spacer aklimatyzacyjny w okolicy. Jeśli tylko pogoda, a zwłaszcza jej prognozy na kolejny dzień, są dobre, kładziemy się spać wcześnie. W nocy czeka nas bowiem wyjście na atak szczytowy.

Na szczyt Gran Paradiso wyruszamy najczęściej około 3:30 – 4:00. Wszystko zależy jednak od pogody: bywa, że czekamy na lepszą pogodę i opuszczamy schronisko Vittorio Emanuelle II nieco później, a bywa też, że pośpiech w związku z krótkim oknem pogodowym wymusza wyjście jeszcze wcześniej.

Podejście na szczyt Gran Paradiso zajmuje z reguły około 6 – 7 godzin. Pierwszy odcinek ma charakter trekkingowy i nie sprawia większych trudności. Później następuje podejście lodowcem. Również ono nie jest ani bardzo strome ani trudne. Również szczelin lodowcowych jest niewiele. O ile większość spośród popularnych szczytów lodowcowych Alp nie jest dobrym miejscem na naukę chodzenia w rakach czy posługiwania się czekanem, o tyle na Gran Paradiso pod okiem fachowca wejścia dokonać może bez problemu osoba, która dopiero z obsługą tego sprzętu się zapoznaje.

Fot. Aleksandra Dzik

Ostatnie trudne metry

Trudności techniczne pojawiają się dopiero na ostatnim, około 60-metrowym odcinku podejścia. Jest to skalna grań, dosyć eksponowana i wymagająca sprawnej asekuracji linowej oraz ostrożnego poruszania się w rakach po skale. Zdecydowanie nie czułaby się tam dobrze osoba z silnym lękiem wysokości.

Nie jest tam również łatwo mijać się z innymi grupami. To kolejny powód, dla którego staramy się wychodzić wcześnie. Dzięki temu jesteśmy na szczycie wcześniej niż większość zespołów, a nawet jeśli trzeba z kimś się minąć, nie musimy się przepychać, gdyż mamy czas aby poczekać. Gdy już jesteśmy na szczycie, mamy czas na szybkie zdjęcie z umieszczoną tu figurką Madonny i rozpoczynamy kilkugodzinne zejście tą samą trasa do schroniska Vittorio Emanuelle.

Jeśli pogoda dopisała, główny cel wyjazdu mamy już za sobą. Jeśli natomiast pogoda jest niepewna bądź też występują inne trudności, np. część grupy wolniej się aklimatyzuje, wówczas możemy przeczekać ten dzień spędzając go na ile się da na aktywnych ćwiczeniach. Na szczyt wyruszamy wtedy kolejnego dnia. W przypadku wyjątkowo niekorzystnego splotu okoliczności i przedłużania się warunków uniemożliwiających zdobycie szczytu, do dyspozycji mamy jeszcze jeden dzień wyprawy.

Po zdobyciu szczytu i zejściu na parking możemy wcześniej wyruszyć do domów. Możemy też zjechać w dół do doliny i zwiedzić miasto, będące stolicą regionu – pełną zabytków z czasów rzymskich Aostę. Warto zwiedzić ten region, szczególnie od strony sportowo – górskiej, ale nie tylko.