Demavend – nasz cel
Demavend to najwyższy wulkan Azji oraz najwyższy szczyt Iranu. Zaliczany jest do tzw. Korony Wulkanów czyli kompletu najwyższych wulkanów każdego z siedmiu kontynentów. Demavend jest niższy od Elbrusa zaledwie o trzydzieści dwa metry (mierzy 5610m). Jednocześnie jest zdecydowanie łatwiejszy, tak pod względem technicznym jak i pogodowym. To sprawia, że wyprawa na Demavend daje zdecydowanie większe szanse na udane wejście.
Nie ma bowiem na tym szczycie lodowca. Demavend jest górą o charakterze głównie trekkingowym. Na szczyt wchodzi się z kijami, choć raki lub raczki turystyczne często się przydają. Z tego powodu Demavend jest idealnym celem nie tylko dla amatorów wejść na najwyższe wulkany wszystkich kontynentów, lecz także dla każdego, kto chciałby po raz pierwszy spróbować swoich sił na wysokim pięciotysięczniku.
Podczas naszej wyprawy, aby zwiększyć bezpieczeństwo wejścia na szczyt, przed działalnością górską na Demavendzie udajemy się na wyjście aklimatyzacyjne. Dzięki niemu do wejścia na Demavend przystępujemy już zaaklimatyzowani. Wcześniej wchodzimy bowiem na wznoszący się tuż nad Teheranem niemal czterotysięczny Tochal Peak.
fot. Michał Loj
Góry i nie tylko
Jak dokładnie przebiega nasza wyprawa? Spotykamy się na lotnisku w Teheranie. Po odespaniu w hotelu męczącej podróży udajemy się na zwiedzanie miasta-giganta jakim z pewnością jest Teheran. Obejrzymy m.in. sławny plac i piękną wieżę Azadi, najbardziej rozpoznawaną budowlę Teheranu. Odwiedzimy też drugą, zupełnie inną wieżę – Bordż-e-Milad. Z wierzchołka budowli, będącej jedną z najwyższych na świecie, spojrzymy na panoramę miasta oraz góry Alborz, w które niebawem się udamy. W Teheranie zwiedzimy również XIX-wieczny kompleks pałacowy – dawny pałac szacha, zamieniony obecnie na muzeum. Ważnym dla polskich grup puntem na mapie miasta jest, polski cmentarz z czasów II wojny światowej. Jeśli czas pozwala, warto również odwiedzić mniejszy, ale bardzo piękny XIX-wieczny pałacyk reprezentacyjny Saadabad. Plan można zmodyfikować w zależności od zainteresowań grupy, dodając do listy odwiedzanych miejsc także któreś z interesujących teherańskich z muzeów.
Na szczyt
Kolejnego dnia rozpoczynamy akcję górską. Rano udajemy się na obrzeża miasta, skąd wyruszamy na pieszą wycieczkę aklimatyzacyjną. Jej celem jest górujący nad miastem Tochal Peak (3962 m n.p.m.). Do pokonania mamy niemal 2 kilometry w pionie. Trasa nie jest jednak zbyt męcząca, a wysokość zyskuje się na niej szybko. Całe podejście trwa ok. 6 do 7 godzin. Po noclegu w schronie na szczycie wracamy do Teheranu. Zejście odbywa się innym szlakiem niż podejście. Część trasy możemy zjechać kolejką, część trzeba przewędrować pieszo.
Po krótkim odpoczynku w stolicy jeszcze tego samego dnia opuszczamy ją, kierując się w kierunku miasteczka Rineh u podnóża Demavendu. Przejazd trwa ok. 3 godziny. Z Rineh nazajutrz, po noclegu w prywatnym schronisku, wyruszamy na szczyt.
Na szczęście nie musimy maszerować na nogach z samego Rineh. Pierwszą część trasy pokonać można samochodem terenowym. To nim docieramy do meczetu na ok. 3000 m n.p.m. u podnóża Demavendu. Stąd dopiero rozpoczyna się właściwe podejście do schroniska na 4200 m n.p.m. Nie jest ono długie ani uciążliwe, po około 2 godzinach powinniśmy dotrzeć do obiektu.
Dobrze jest wyruszyć wcześnie, tak aby w schronisku zameldować się przed wieczorem. Dzięki temu mamy czas aby zjeść, spakować się i przygotować do ataku szczytowego, który rozpoczynamy nazajutrz wcześnie rano. Do przejścia mamy prawie 1500 metrów przewyższenia. Z racji dużych wysokości marsz nie może być zbyt szybki. Cały atak szczytowy zajmuje na ogół około 10 – 12 godzin. W partiach szczytowych możemy obserwować niezwykłe zjawisko geologiczne. Są nim fumarole. Z otworów w skale z sykiem wydobywają się ukryte wewnątrz masywu wulkaniczne gazy, roztaczając wokół piekielną woń siarki. Na samym wierzchołku wyraźnie widać brzegi dawnego krateru. Na szczęście Demavend jest wulkanem dawno wygasłym, dlatego możemy czuć się bezpiecznie. Stąd czeka nas już tylko zejście do schroniska, kolejna noc w nim, a następnie dalszy trekking w dół do meczetu, skąd samochód zawozi nas z powrotem do Rineh.
fot. Saeed Dastkhosh
Nie tylko góry
Jadąc do Iranu zdecydowanie nie warto nastawiać się wyłącznie na zdobycie Demavendu. Sam kraj jest tak niezwykły, a życie w nim tak odmienne od naszego, że warto choć na krótko zanurzyć się w jego niezwykłej rzeczywistości kulturowej.
Już u podnóży Demavendu doświadczyć możemy prawdziwej egzotyki. W położonym niedaleko miasteczku Larijan znajdują się gorące źródła. Poszczególne ujęcia leczniczych wód mają formę małych basenów, zlokalizowanych w prywatnych domach. Ich właściciele za niewielką opłatą umożliwiają wynajem basenu na określony czas turystom.
Po krótkiej wizycie w Teheranie, gdzie zostawiamy ciężkie bagaże z ciepłą odzieżą i sprzętem górskim, udajemy się komfortowym rejsowym autobusem do jednego z najpiękniejszych miast Iranu, bogatego w zabytki Isfahanu. Jest tu tyle do zwiedzania, że jeden dzień z pewnością nie wystarczy. Miasto to nie bez powodu nazywane jest perłą Iranu. Odwiedzimy plac Imama Chomeiniego z otaczającymi go przepięknymi meczetami oraz położony niedaleko królewski Pałac Czterdziestu Kolumn – Czehel Sotun. Warto też zagłębić się w labirynt starodawnego bazaru, gdzie historia spotyka się ze współczesnością. Bazar jest ogromny, ciągnie się od Placu Chomeiniego aż do najstarszego meczetu w mieście, zwanego Wielkim Meczetem. Wieczór to z kolei idealna pora na spacer wzdłuż wyschniętej przez większość roku rzeki, na której możemy podziwiać pięknie podświetlone budowle średniowiecznych mostów. Chłodną wieczorową pora stają się one centrum życia towarzyskiego mieszkańców. Przed powrotem do Teheranu zdecydowanie warto też odwiedzić historyczny zabytek chrześcijański – piękny kościół ormiański. W przerwach pomiędzy zwiedzaniem możemy delektować się przepyszną irańską kuchnią.
Wyjazd na Demavend to jedenaście intensywnych dni, będących kumulacją intensywnych przeżyć, tak w górach, jak i na nizinach. Z pewnością niejedna osoba po tej wyprawie zapragnie powrócić do Iranu, czy to na zwiedzanie miast i zabytków, czy to na kolejne górskie eskapady: letnie pieszo-wspinaczkowe bądź zimowe na nartach.
fot. Aleksandra Dzik