Ostatnia w tym roku wyprawa na Elbrus do końca trzymała nas w napięciu. Najpierw brak pogody, silne opady. Potem, gdy już zaczęło się rozpogadzać, w piątek 1 września drogę dojazdową w dolinie zasypała lawina błotna, niszcząc mosty i odcinając jedyną możliwość lądowego dojazdu pod górę, jak i wydostania się spod niej. Na szczęście do czasu naprawy zniszczeń ratownicy rosyjskiego MCzS zapewnili transport helikopterowy. Można więc było bez obaw wyruszyć na atak szczytowy, zwłaszcza, że po okresie niepogody nastał czas stabilnego wyżu. W sobotę 2 września o 16:40 (późna pora tym razem była bezpieczna, wypogodziło się bowiem dopiero rano, natomiast kolejne dni a także noce prognozowano piękne i bezchmurne) cała pięcioosobowa grupa w komplecie wraz z prowadzącym Michałem Lojem stanęła na wierzchołku. Cała akcja, od schronu do schronu, zajęła im zaledwie 8,5 godziny. Ogromne gratulacje dla całej grupy – za szczyt, no i za naprawdę świetny czas!
Na szczycie przygoda się nie skończyła. Po zejściu, ponieważ droga nadal była w odbudowie, zarejestrowali się u służb ratowniczych i kolejnego dnia część trasy do Mineralnych Wód przebyli helikopterem – majestatycznym transportowym Mi-8. Kto leciał, ten wie, jaka to atrakcja!